środa, 11 listopada 2015

Zazdrość? Ale po co :)

Dzisiaj o tym, że dieta bezglutenowa, szczególnie na początku potrafi być złośliwą jędzą. Przechodzimy na dietę, stajemy z nią twarzą w twarz i na wejściu przegrywamy. Spytacie dlaczego? A no, dlatego, że nie wiele umiemy, mało się znamy na zasadach nią rządzących i ciężko oduczyć się nawyków jedzenia ciepłego, chrupiącego chlebka z ładnie przypieczoną złotą skórką. Ja, zanim się wdrożyłam w szczegóły byłam wściekła na koleżanki, które przy mnie jadły wieelgaśną pizzę hawajską. Czasami nawet teraz po roku bycia na diecie i traktowania jej jako swojej przyjaciółki mi się to zdarza. Jest smutno i tyle. Ale świat idzie, a przynajmniej próbuje iść do przodu. Bez problemu można dogonić swoich znajomych pod względem jedzenia a nawet i przegonić. Z prostych rzeczy można zrobić cudo ! I bawić się jeszcze lepiej. A co najlepsze, Nasze bezglutenowe jedzonko może im posmakować. Uczymy się, zdobywamy wiedzę, robimy z diety użytek i wygrywamy! Co wygrywamy? No oczywiście silną wolę, ładną sylwetkę, na której niejeden facet zawiesi oko ;), pewność siebie i dobre samopoczucie. Bo dieta leczy wiele dolegliwości. Jesteśmy zwycięzcami !!

Jednakże, napisałam wierszyk, który ma za zadanie obrzydzić Wam trochę pszenicę i wszelakie inne zboża zabronione bezglutkom. Dajmy im popalić.

Idę przez życie z (bez)glutenem w parze,
O chlebie pszenicznym wcale nie marzę,
A makarony?
Rozeszły się w cztery świata strony,
Na północ, południe, zachód i wschów,
Z oddali słychać tupot ich stóp,
Żyto wraz z owsem w sen zapadło,
Już nie będzie się ich jadło.
Zaś pszenica to grzesznica,
Wielkie bóle powoduje, 
U każdego kto spróbuje.
Więc idę przez życie z (bez)glutenem w parze,
O zdrowym jedzeniu tylko sobie marzę.

A tak przy okazji. Zbliżają się Dni alergii i nietolerancji pokarmowych w Warszawie. Wybieracie się? Ja tak ;) na blogu zagości relacja z wydarzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz