![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiecMNUgSjZ9JDb1D5V4IoCugRAiw2toqfA_oKBDafotStYuIvxYl1zAWEIfAcp84VziCP2BGqeTNwYl6wkYBfWtHHGoGCLFrTU4y4QpqbMrYbvU7mj9ukTg0i1TD6n2tUL3HHQGiUsx84/s320/12511683_989017541170598_1302603516_n.jpg) |
Racuszki.
|
Pewnego, "zimowego" wieczoru, łapałam chwilę oglądając seriale na komputerze z racji nie posiadania telewizora. Jednak nie zeszło mi długo, myślami byłam na łóżku otoczona talerzem złociutkich naleśników z dżemem. Tą idyllę przegoniła kolejna myśl: "Ja przecież nie umiem robić naleśników". Ostatnie próby zakończyły się katastrofą, z naleśników wyszła surowa, rozwalająca się paćka. Ale tym razem chęć pożarcia pachnących placków była znacznie większa niż obawa przed kolejną porażką. W końcu każdy kiedyś się uczył :) Zaczęłam przekopywać internet w poszukiwaniu dobrego przepisu na naleśniki. Było tylko jedno "ale". Wszystkie zawierały naturalne mąki: ryżową, gryczaną itp. A ja jak na studentkę przystało mam w domu tylko mąkę Schara do naleśników, której skład zawstydza samego Mendelejewa. Zdesperowana poszłam do kuchni tworzyć swoje dzieło. Wzięłam mąkę, mleko bez laktozy, olej, cukier, i jajka. Wszystko "na oko" wsypałam do miski i zaczęłam toczyć batalię, żeby ciasto wyszło zadowalające. Najpierw było gęste, za gęste. Potem walczyłam z tym dolewając stopniowo mleko i prawie dumna z siebie uznałam, że jest wystarczająco dobre, żeby wylewać na patelnię rozgrzaną do czerwoności. Efekt smażenia był inny niż zamierzałam, ale równie pyszny. Całkiem przypadkiem zrodziły się racuszki, grubiutkie placki, puszyste w środku. Eksperyment opłacał się :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz